wrz 29 2015

Od ciąży do dnia porodu


Komentarze: 0

Nasza historia rozpoczęła się 30 lipca 2015 roku. Hmm.. właściwie, to zaczęła się jakoś na początku grudnia, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Płakałam nad testem ciążowym z radości i ze strachu. Pamiętam jak plątały mi się myśli między : "hurra!", a "Boże, co my narobiliśmy". Pamiętam ten strach kiedy po kilku dniach pojawiło się u mnie plamienie - wtedy zepsułam rodzicom niespodziankę na święta, ponieważ od razu pobiegłam po poradę i wsparcie do mamy. Kiepski sposób na przekazanie radosnej nowiny, no ale nie mam bliższej mi osoby od niej. Następnie lekarz i diagnoza "ciąży tutaj nie widać, proszę czekać 2 tygodnie". To były trudne 2 tygodnie, w których bez przerwy robiłam testy ciążowe (sprawdzałam czy kreska jest coraz ciemniejsza, a może coraz jaśniejsza), czytałam milion informacji dlaczego nic nie widać na USG, przejmowałam się, że to może wcale nie ciąża, a jakaś choroba. Wszystko to, to był efekt porad na forum, tragicznych opowieściach innych ludzi. Człowiek nakręca się strasznie, niestety - na najgorsze. Pamiętam jak szliśmy na USG po tych 2 tygodniach. Cała się trzęsłam, bałam, że usłyszę "ciąża pozamaciczna" lub "puste jajo płodowe". Do gabinetu wchodziłam jak na ścięcie, właściwie przekonana, że jest do czterech liter.

"Zapraszam na USG" - nogi miałam jak z waty, na monitorze pojawił się obraz, a moje serce zamarło.

"Proszę spojrzeć. Tutaj widać zarodek" - JEZUSMARIA!! Myślałam, że doktorka wyściskam, wycałuję i w ogóle zacznę zaraz płakać. JEST! JEST! JEST!

"Jest to bardzo wczesna ciąża, proszę mi zaufać, że wszystko jest w porządku, narazie nie widać jeszcze serdusz..... Oooo no proszę, proszę.. Widzi Pani ten migający punkcik? To jest serduszko Pani dziecka, mamy szczęście, że udało nam się już teraz to dostrzec" - NIe, tego było dla mnie za wiele, nawet się nie odezwałam, po prostu nie wiedziałam nawet co mam powiedzieć.

Chciałam w końcu wyjść z gabinetu i jak najszybciej ogłosić mężowi to co widziałam.

Później czas zaczął lecieć. Każdy miesiąc ciąży przynosił jakieś atrakcje. Wymioty, wilczy apetyt, pierwsze ruchy (poczułam je w nocy jak leżałam na plecach - zerwałam się przerażona na równe nogi haha), pierwszy raz kedy mąż mógł również je poczuć, pierwsze bolesne ruchy, czkawki dziecka.. Za dużo do opowiadania :).


Przejdźmy do wielkiego dnia. Noc około 3 rano. Boli brzuch, ale nie jakoś mocno, po prostu tak dokuczliwie, wkurzająco. Jednak nie przeszkadzało mi to we śnie. Nie przejęłam się tym nawet, bo takie bóle to ja miałam już od dawna. Nic wielkiego i nie ma z czego robić sensacji. 6 rano "ała, nadal boli" , bolało już trochę bardziej, trochę bardziej dokuczliwie i trochę inaczej niż do tej pory. Mężu mój drogi wstawaj i jedziemy do szpitala, coś się dzieje (jestem panikarą więc nie czekałam, chciałam koniecznie KTG). Nawet nie nałożyłam makijażu, co jest niesamowite gdy wychodzę do ludzi (musi być na prawdę ze mną źle ;) ). Mąż nawet to zauważył i pamiętam, że powiedział coś w stylu "to będzie dzisiaj". Ja nadal w to do końca nie wierzyłam i nie jechałam tam z jakimś większym przekonaniem, że coś się wydarzy...

kotelek : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz